Każdy, kto choć raz spędził jakiś czas we Wrocławiu, musiał słyszeć o wrocławskim trójkącie bermudzkim. Cóż to takiego?
Przed skrzyżowanie ulic Kościuszki, Pułaskiego i Traugutta ostrzega się wszystkich poszukujących mieszkania. Dzieje się tak dlatego, iż ten teren ma wybitnie złą sławę. Jeszcze pod koniec poprzedniego stulecia w latach dziewięćdziesiątych znikały tam nie tylko drobne rzeczy jak telefony czy portfele, ale i tak pokaźnych rozmiarów, jak samochody. Nie było to jednak, jak mogłaby wskazywać nazwa działanie zjawisk paranormalnych a jedynie zorganizowanych band opryszków, którzy trudnili się kradzieżami.
Na szczęście aktualnie jest tam znacznie bezpieczniej. Chyba wszyscy, którzy uprawiali ten przestępczy proceder, po prostu poszli do więzienia. Tak czy owak, współczesny trójkąt bermudzki jest miejscem, które przyciąga zarówno potencjalnych mieszkańców, jak i inwestorów. Powstają nowe obiekty mieszkalne, które idealnie wpisują się w doskonale zachowaną strukturę starego miasta.
Piękne secesyjne kamienice i brukowane uliczki utrzymane są w tak doskonałym stanie, że wielu reżyserów decyduje się w tym miejscu osadzić fabułę swoich produkcji filmowych. Można w tym miejscu przytoczyć choćby ”St. James Place Stephena Spielberga czy zjawiskowy \”Avalon” mistrzowsko zrealizowany przez Mamoru Oshii.
Fantastycznie, że ta przestrzeń miejska została odczarowana i dzięki temu wszyscy możemy cieszyć się jej nieprzemijającym pięknem bez obaw o swoje portfele czy samochody.
(Fot. Makalu)